Dlatego też dzisiaj przedstawiam Wam moją listę absolutnie najgorszych, koszmarnych bubli na które natrafiłam. Jeżeli jesteście ciekawi poprzednich wpisów z tej serii zapraszam do zapoznania się z wpisami na temat:
>>> Podkładu Dr Ireny Eris TUTAJ
>>> Pudru Benefit the Porefessional TUTAJ
Na wstępie przepraszam, że nie umieszczam zdjęć wszystkich produktów - niektórych pozbyłam się od razu, inne zmęczyłam i z radością wyrzuciłam. Ale sam fakt, że nadal o nich pamiętam świadczy o tym, jak bardzo dały mi się we znaki ;)
KOSMETYKI DO PIELĘGNACJI
Na szczęście im jestem starsza, tym mniej eksperymentuję z kosmetykami do pielęgnacji. Liczne potknięcia nauczyły mnie, żeby nie ufać ślepo producentom i trzymać się sprawdzonych preparatów. Dlatego też w ubiegłym roku z ręką na sercu mogę przyznać, że nie natrafiłam na żaden tak paskudny kosmetyk do twarzy czy ciała, by zasłużył na miejsce w tym zgromadzeniu.
Wyjątkiem są moje intensywne poszukiwania prowadzone w celu znalezienia cudownego szamponu i odżywki do włosów (nigdy więcej sombre!!). I choć z reguły były produkty lepsze i gorsze, jest jeden który wyjątkowo zalazł mi za skórę i jest to szampon RENOVASTIN. Stosowałam również odżywkę i w porównaniu do szamponu wypadła całkiem nieźle, więc skupię się właśnie na tym gorszym z duetu. Po pierwsze: opakowanie - tuba jest tak zbudowane, że wiecznie w wieczku gromadzi się woda. Jest to oczywiście drobiazg w porównaniu do zarzutów, które zaraz przedstawię. Właściwości fizyczne, czyli zapach i konsystencja w porządku. Dobrze się pieni, ale myjąc nim włosy miałam wrażenie, że są słabo domyte bądź pozostawia tłustą warstwę. Nie wiem co jest przyczyną ale efekt nie sugerował świeżej fryzury. Nie ma nic wspólnego z ułatwianiem rozczesywania, paskudnie po nim plątały mi się włosy. Nie zauważyłam, by były bardziej nawilżone czy wyglądały na zdrowsze. Dodatkowo okropnie swędziała mnie po nim skóra głowy i szybko się przetłuszczały włosy. Używanie tego produktu tak mnie zmęczyło, że końcówkę przeznaczyłam do mycia pędzli... Z pewnością nie kupię ponownie i będę omijała szerokim łukiem całą serię. Gdybyście były zainteresowane - do kupienia w aptekach.
KOSMETYKI DO MAKIJAŻU
1) Puder mozaikowy Avene Couvrance
Nie lubię eksperymentować z podkładami i pudrami. Gdy znajdę taki, który mi odpowiada trzymam się go i nie zmieniam. Od dłuższego czasu stosuję transparentne pudry ale uznałam, że przydałby mi się taki, który delikatnie kryje żeby mieć wyjście awaryjne gdy szybko trzeba zrobić makijaż. Wybór padł zupełnie przypadkiem na produkt mojej ukochanej firmy jeżeli chodzi o pielęgnacje czyli Avene. Pomyślałam, że skoro pielęgnacja tak dobrze mi się sprawdza od lat to i kosmetyki kolorowe mogą być warte uwagi. Niestety - nic bardziej mylnego...
Opakowanie jest ładne, estetyczne, minimalistyczne i porządne, solidne. Lusterko również dobrej jakości. Puder wygląda po prostu cudnie i pięknie. Niby jest transparenty, ale moim zdaniem daje delikatny kolor. Owszem, zgodnie z obietnicami producenta matuje. Nie ma również zapachu. Niestety - dość szybko bo już po dwóch, trzech godzinach robi się z niego 'ciastko' na twarzy, brzydko się warzy i świeci. Krótko trzyma mat. Dodatkowo robi się z wierzchu na nim twarda skorupka, którą trzeba zeskrobywać przez co traci się produkt. I najgorsze niestety jest to, że zatyka pory i po kilku dniach zrobiły mi się po nim potówki na twarzy. Niezbyt nadaje się do poprawek w ciągu dnia bo sam solo już wtedy wygląda źle i dołożenie kolejnej warstwy potęguje efekt ciastka a słabo się utrzymuje więc do utrwalania innych pudrów/podkładów się nie przydaje.
Uważam, że jest drogi i za tą cenę można mieć bardzo dobry podkład i puder. Jak na taką renomowaną markę i to na dodatek dermatologiczną, farmaceutyczną a nie drogeryjną - jestem rozczarowana.
2) Puder brązujący do twarzy Astor Skin Match 4ever Bronzer
Moja przygoda z bronzerami zaczęła się właśnie od tego produktu ponieważ był to jedyny produkt bez drobinek dostępny w moim Rossmanie. I z perspektywy czasu i kilku innych bronzerów (w tym również takich z Rossmana) mogę z czystym sercem powiedzieć, że to bubel.
Opakowanie jest poręczne, nieduże. W środku również lusterko i pędzel (jak to zwykle bywa - na niewiele się przydający; ba! nawet ciężko go wyjąć bez łamania sobie przy tym paznokcia). Ma dwa odcienie - jaśniejszy i ciemniejszy, więc teoretycznie możemy wypracować idealny dla naszej skóry odcień. Olbrzymi plus - nie ma w sobie drobinek, jest matowy. Dość dobrze napigmentowany, można budować kolor o ile lubi się pomarańcze. Tak, produkt jest koszmarnie pomarańczowy. Z tego względu moim zdaniem średnio nadaje się do konturowania (chyba że mamy ciepłą karnację), prędzej do delikatnego opalania.. Bardzo pyli się w opakowaniu, bo jest bardzo suchy, tępy. Z tego co zauważyłam a tendencje do robienia plam, smug, ciężko go czasami ładnie wpracować w skórę. Mam wersję Blonde 001 i nie mam porcelanowej cery a daje u mnie efekt marchewki.
Klasyfikuję puder jako bubel ze względu na pomarańczowy kolor i trudną z nim pracę, często kończącą się plamami i smugami. Nie polecam, za tą cenę możecie mieć świetną paletę to konturowania ;)
Koszmarny pomarańczowy kolor bronzera |
3) Catrice Velver Brow Powder Artist
Aplikator w kształcie gąbeczki |
Idąc tropem genialnego flamastra do brwi marki Catrice zdecydowałam się na siostrzany produkt z myślą, że będę go używać przy makijażu 'na szybko' gdy nie potrzebuję precyzji. Jest to flamaster do brwi w pudrze z gąbeczką. Plus - posiada szczoteczkę. Minus - zwyczajnie.. nie działa. Wydaje mi się, że w teorii przy zamkniętym opakowaniu gąbeczka jest dociśnięta do zbiorniczka z barwnikiem i jest nim nasączana by potem podkreślać nasze brwi. Niestety kolor jest tak słaby i mało widoczny, że efekt jest żaden. Dodatkowo z gąbeczki wyfruwają kłaczki (najprawdopodobniej jej kawałeczki) i przy aplikacji ma się wrażenie, że zaraz się ją zgubi. Totalny bubel nie dający żadnego efektu. Dodam tylko, że zatrzymałam opakowanie tylko po to, by Wam je pokazać a przy jego wyrzuceniu odtańczę radośnie! Niby nie jest drogi ale zwyczajnie szkoda Waszych pieniędzy.
Widoczne 'pypcie' które zostawia aplikator |
4) Podkład matujący do twarzy Air Mat Bourjois
To jeden z tych produktów, które tak mnie zdenerwowały, że od razu go wyrzuciłam. Nie pamiętam jaki miałam kolor ale podejrzewam, że najjaśniejszy - był tak koszmarnie pomarańczowy, że wyglądałam jakbym wypiła hektolitry soku marchewkowego. Ciemnieje niemiłosiernie, robiąc się jeszcze bardziej pomarańczowy. Jest tępy i podkreśla bardzo suche skórki i zmarszczki. Owszem matuje, ale skóra wygląda brzydko, na wysuszoną i postarzoną. Użyłam kilka razy ale zwyczajnie się go pozbyłam bo był po prostu... okropny. Cena regularna miażdży, jeżeli chcecie spróbować to polujcie na promocje.
5) Pomadka i balsam 2 w 1 Wibo Juicy Color Lipstick
Od razu zaznaczę, że bardzo lubię produkty Wibo. Wprost kocham ich paletę do konturowania i cieni do powiek. Z entuzjazmem więc zakupiłam pomadkę do kompletu. Mam kolor 6, idealnie wpisujący się w trendy nude. Kolor jest bardzo ładny. Ma chemiczny zapach. Nie jest mocno kryjąca, wymaga nałożenia 2/3 warstw. Ma lekko błyszczące, trochę błyszczykowe wykończenie. Nakłada się łatwo, bo jest miękka i łatwo sunie po ustach. Dzięki temu można ją dokładać w ciągu dnia. Niestety - trwałość jest żadna, nie utrzymuje się praktycznie wcale. Efektu nawilżającego nie zauważyłam. Nie jest droga ale w podobnej cenie mega trwałe są chociażby kredki do ust z Golden Rose.
6) Szminka do ust w płynie Too Faced Melted
Zestawienie zamyka drugi produkt do ust, tym razem o wysokiej cenie i równie beznadziejnych właściwościach. Na szczęście mam jego miniaturkę, którą kupiłam w zestawie świątecznym z różem. Zapach jest bardzo chemiczny, nieprzyjemny. Aplikator w kształcie gąbeczki jest niepraktyczny i jak dla mnie również nieestetyczny. Kolor Melted Peony to intensywny róż. Kolor jest nasycony i nie mogę zarzucić tutaj braku pigmentacji. Jednak bardzo, bardzo wysusza usta i po kilku godzinach nie wygląda estetycznie. Brzydko się zjada i zbiera w załamaniach warg. Dołożenie koloru tylko potęguje zły efekt. Jak na pomadkę matową wydaje się być umiarkowanie trwały. Uważam, że nie jest wart swojej ceny i poniekąd cieszę się, że kupiłam zestaw róż plus ta pomadka bo jestem w stanie ścierpieć jej obecność w imię różu, z którego jestem zadowolona. Ogólnie odradzam, bardzo kiepski produkt.
*****
To już wszystkie buble, o których chciałam Wam wspomnieć. Dajcie znać, czy używałyście tych produktów i jakie są Wasze odczucia oraz z jakimi koszmarami spotkałyście się w ostatnim czasie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz