Dzisiejszym wpisem przychodzę z pomocą każdemu, kto zdecydował się na stały aparat ortodontyczny, rozważa bądź przygotowuje się do tej inwestycji. Tak, uważam właśnie, że założenie aparatu jest formą inwestycji: we własne zdrowie (krzywe zęby utrudniają lub nawet uniemożliwiają prawidłową higienę), poczucie własnej wartości, wygląd, wizerunek. Po niemal roku codziennego borykania się z nim mogę śmiało powiedzieć, że nie żałuję ani złotówki wydanej na ten cel - a nie jestem jeszcze w połowie leczenia, choć efekty już są widoczne :)
Gdy podjęłam decyzję o założeniu aparatu szukałam informacji w internecie, przeczesywałam fora w poszukiwaniu wskazówek, jednak wszędzie były podane jedynie ogólne rady. Dlatego postanowiłam, w oparciu o własne, niemal już roczne, doświadczenia stworzyć kompleksowy wpis z kilkoma fundamentalnymi przepisami. Mam nadzieję, że okaże się dla Was pomocny!
1) Przyjaźń ze szczoteczką i romans z irygatorem, czyli ciągłe mycie zębów
Podczas noszenia stałego aparatu mycie zębów jest niezmiernie ważne, dlatego wymieniam je na pierwszym miejscu i poświęcę temu punktowi najwięcej uwagi. Aparat mocno utrudnia codzienną pielęgnację, pomiędzy zamki dostaje się jedzenie, które łatwo może fermentować i sprzyjać rozwojowi próchnicy. Zresztą nie tylko jedzenie, bo również napoje, szczególnie słodkie soki, koktajle a kawa czy herbata potrafi błyskawicznie osadzić się w szczelinach pomiędzy zamkami. Powstaną wtedy nieestetyczne osady, które, w przypadku braku właściwej higieny, po zdjęciu aparatu pozostawią okropne 'ramki' wokół miejsca, gdzie były przymocowane zamki. Dlatego troszcząc się nie tylko o zdrowie leczonych zębów, ale i estetykę pięknego uśmiechu (o który przecież tak ciężko walczymy) należy bezsprzecznie myć zęby po każdym posiłku, a także piciu kawy czy herbaty. Nie ma tu miejsca na wymówki typu 'nie mam czasu' bądź 'nie mam miejsca/możliwości, by to zrobić'. Chociaż osobiście na początku czułam się głupio myjąc zęby w miejscu publicznym np. w toalecie w centrum handlowym czy restauracji, z czasem się do tego przyzwyczaiłam i zwyczajnie nie zwracam uwagi na zdziwione spojrzenia pań przy sąsiadujących umywalkach. Uważam, że jeżeli ktoś nie jest na tyle dojrzały, by mieć świadomość obowiązku mycia zębów po każdym posiłku, nie powinien się w ogóle na aparat stały decydować.
>>> Inwestycja w sprzęt <<<
Pomijając koszty związane z samym przygotowaniem do noszenia aparatu (leczenie, zdjęcia, wyciski itp.) oraz samego aparatu (w zależności od tego, na jaki rodzaj się zdecydujecie) warto zainwestować również kilkaset złotych w sprzęt do mycia czyli szczoteczkę elektryczną i irygator.
>>> Szczoteczka Oral-B Genius 8000 <<<
Szczoteczka elektryczna znacznie ułatwia, usprawnia i zwiększa efektywność naszej higieny. Manualną jest nam znacznie trudniej tak dokładnie umyć zęby. Zdecydowałam się na szczoteczkę Oral-B Genius 8000. Jest to jeden z najnowocześniejszych modeli, jakie są dostępne na rynku. Umożliwia maksymalną optymalizację higieny jamy ustnej, poprzez system ostrzegania zbyt mocnego nacisku (ważne, gdy nie chcemy uszkodzić zamków czy innych elementów aparatu) oraz aplikację dostępną na smartfona. Pomaga śledzić położenie szczoteczki i nakierowuje, gdy któryś obszar pomijamy.
Szczoteczka ma elegancki, minimalistyczny wygląd (można personalizować kolory, na jakie świeci się pierścień ostrzegawczy). Posiada pięć trybów pracy (standardowy, wybielanie, masaż dziąseł, delikatne mycie, PRO). Dba o właściwy czas mycia dzięki dwuminutowemu timerowi, po 30 sekund na każdą ćwiartkę, sygnalizuje kiedy mija czas i należy przejść do kolejnej części. W zestawie otrzymujemy oprócz szczoteczki stację do ładowania, pojemniczek na cztery szczoteczki, uchwyt na smartfona (przymocowywany do lustra) oraz etui podróżne. To właśnie ten element zaskoczył mnie najbardziej - poprzez etui możemy podczas wyjazdów ładować naszą szczoteczkę! Wystarczy podłączyć ją do ładowania poprzez kabel dołączony do zestawu i voila! Jest nawet miejsce do postawienia telefonu na futerale ;)
Bateria jest naprawdę całkiem wytrzymała, ale ja używam szczoteczki często, więc u mnie nie wytrzymuje deklarowanych 12 dni. Po roku codziennego, kilkurazowego używania, trzyma mi ok. 5-6 dni, co i tak uważam za satysfakcjonujący wynik.
Co sądzę o szczoteczce? Uważam, że jest rewelacyjna! Odkąd ją kupiłam nie wyobrażam sobie bez niej codziennej higieny. Najchętniej nosiłabym ją ze sobą w torbie i kupiła identyczną, by mieć drugi egzemplarz w pracy.
Gdy piszę o szczoteczkach elektrycznych muszę wspomnieć o nasadkach: należy wyposażyć się w dwie. Pierwsza, czyli nakładka dla aparatów ortodontycznych posłuży nam do mycia zębów 'od przodu' czyli tam, gdzie mamy drut i zamki. Jest ona tak wyprofilowana, że nie uszkodzi nam elementów aparatu. Druga, czyli 'zwykła' nasadka np. do wrażliwych dziąseł, służy do mycia zębów 'z góry' oraz 'z tyłu'. Należy je wymieniać mniej więcej co dwa miesiące, w zależności od częstotliwości korzystania. Każdorazowo myję zęby przez dwa cykle: przez pierwsze dwie minuty z nasadką do aparatów myję zamki i przestrzenie między nimi. Potem zmieniam nasadkę i myję przez kolejne dwie minuty resztę powierzchni. Czyli daje to łącznie cztery minuty samego szczotkowania, a to jeszcze nie wszystko..
Pomimo dokładnego mycia, część jedzenia i tak zostaje w przestrzeniach międzyzębowych i pomiędzy zamkami. Pomocna okaże się nitka do zębów (nitko-wykałaczki, tak lubiane przeze mnie przed założeniem aparatu, nie są możliwe do stosowania, nie da się ich przełożyć). Oczywiście tradycyjna nitka do zębów może być stosowana, chociaż jej każdorazowe przekładanie pod drutem może powodować frustrację. Z tego powodu rekomenduję Oral-B Super Floss. Są to podzielone już na kawałki nici, które z jednej strony są zaostrzone i sztywne, co niesamowicie ułatwia higienę. Produkt zresztą jest przystosowany dla posiadaczy mostów czy problemów z przestrzeniami pomiędzy zębami. W opakowaniu jest ich 50 sztuk, koszt nie większy niż 20 złotych. Jedno opakowanie mam w domu a drugie noszę w torbie. Istnieje jednak coś dużo skuteczniejszego i przyjemniejszego w stosowaniu niż nić...
>>> Irygator Waterpik WP-100 <<<
Jeżeli napisałam wcześniej, że moja szczoteczka jest genialna, to zabrakło mi w tym momencie skali, by powiedzieć Wam, jak bardzo uwielbiam ten wynalazek! Irygator to najcudowniejszy sprzęt, jaki kiedykolwiek kupiłam. Zanim nie zaczęłam planować założenia aparatu, nie wiedziałam nawet o jego istnieniu. Jest to w mojej opinii mało popularny sprzęt, chociaż uważam, że powinien mieć go w domu każdy dbający o zdrowy uśmiech. W dużym uproszczeniu jest to przyrząd, który umożliwia nam dodatkową higienę za pomocą strumienia wody pod ciśnieniem. Istnieją dwa rodzaje irygatorów: stacjonarne i przenośne. Posiadam obydwa, ale najpierw zajmijmy się pierwszym.
Ten model posiada dość duży zbiornik wody (nie używam żadnych płynów do irygatora), spokojnie wystarczy na pełne czyszczenie. Podłączany jest do prądu, nie ma możliwości używania do z bateriami (jest to minus przy wyjazdach), sprzęt jest dość ciężki, przez co stabilny. Posiada aż dziesięć stopni mocy strumienia wody, co pozwala na dopasowanie do potrzeb i wrażliwości dziąseł. Dodatkowo woda jest dystrybuowana w sposób ciągły, ze stałym, wybranym przez nas ciśnieniem, nie przerywa i nie pluje nagle mocniej wodą, jak potrafią inne modele. Sprzęt robi nieco hałasu, ale nie jest to aspekt, do którego nie można się przyzwyczaić ;)
Dostępne są różne końcówki do irygatora, podobnie jak w przypadku elektrycznych szczoteczek do zębów. I mamy tutaj: standardowe końcówki, do mycia języka, do implantów, mostów i koron, do kieszeni miedzyzębówych (genialnie sprawdza się przy wyżynających ósemkach - sprawdziłam), końcówka wyglądająca jak ta od szczoteczki oraz do aparatów ortodontycznych. Dodatkowym plusem jest możliwość pauzy procesu mycia (na rączce), co intuicyjnie umożliwia nam poprawki np. ułożenia dyszy. Naturalnie należy zainwestować (podobnie jak przy szczoteczce) w dwie końcówki: standardową i do aparatów. W ciągu dnia dwa razy (rano i wieczorem) czyszczę zęby zużywając cały pojemnik, w ciągu dnia zdarza mi się zrobić szybszą wersję, np. po posiłku. Należy wymieniać je co ok. dwa miesiące. Koszt samego irygatora to wydatek rzędu 350 zł.
Po około ośmiu miesiącach byłam zmuszona wymienić rączkę wraz z kablem, gdyż przeciekała, woda miała mniejsze ciśnienie a na podłodze robiła się kałuża. Z pewnością plusem jest możliwość dokupienia nowej rączki i jej samodzielna wymiana w domu, co jest bajecznie proste i trwa zaledwie kilka minut. Jej koszt to ok 70-80 zł.
Należy wspomnieć, że aby cieszyć się irygatorem przez dłuższy czas, powinno się go regularnie czyścić. Używam do tego celu Redeseptu (koszt ok 50 zł). Jest to proszek, który odkamienia i dezynfekuje. Zalewam ciepłą wodą cały zbiornik irygatora, wsypuję miarkę preparatu, uruchamiam na chwilę sprzęt, by również system wewnątrz i rurka 'zaciągnęła' się płynem. Ponadto do miseczki wsypuję kolejną miarkę i zalewam wodą, a w niej umieszczam tackę od irygatora i tą na szczoteczki. Pozostawiam taką miksturkę na całą noc, później dokładnie wypłukuję.
Minusem irygatora Waterpik jest dla mnie niemożność zabrania go ze sobą w podróż (raczej zgodzicie się, że nie można go nazwać podręcznym). Dodatkowym utrudnieniem może być dla niektórych konieczność odkażania i odkamieniania oraz wymiana rączki co jakiś czas (co z pewnością zależy od częstotliwości jego użytkowania a u mnie jest ona dość intensywna).
Reasumując, irygator jest sprzętem, bez którego nie wyobrażam sobie życia. Znacznie ułatwia pielęgnację zębów, choć nie zastąpi tradycyjnego mycia. Odkąd go używam nie mam w ogóle (!!!) problemów z kamieniem nazębnym. Polecam każdemu, kto dba o zdrowy uśmiech.
>>> Irygator przenośny Panasonic EW 1211 <<<
Zachwycona moim stacjonarnym irygatorem, zdecydowałam zaopatrzyć się w egzemplarz podróżny. Postanowiłam zainwestować również i w taką wersję by na co dzień korzystać z niej w pracy. Firma Waterpik również posiada taki model, ale jest on droższy od stacjonarnego, dlatego się nie zdecydowałam. W tym przypadku możliwości są ograniczone a wybór padł na sprzęt Panasonica. Jest on ładowany jak szczoteczka elektryczna, posiada akumulator, który nie wytrzymuje jednak zbyt długo. Samo ładowanie zajmuje również trochę czasu a stacja ładująca jest dość spora. Irygator również ma potężne gabaryty. Zbiornik na wodę jest niewielki i muszę go nieraz napełniać dwukrotnie. Nie ma tu możliwości pauzy czyszczenia ani wyboru mocy. Posiada za to trzy tryby pracy: standardowy, woda zmieszana z powietrzem oraz delikatny. W zestawie mamy dwie końcówki. Nie ma różnych wersji, jest tylko jedna, standardowa. Jego koszt to ok 230 zł. Tu również należy pamiętać o odkamienianiu.
Pomimo posiadania wad, korzystanie z tego irygatora w pracy i podczas wyjazdów uważam za satysfakcjonujące.
>>> Inne akcesoria <<<
Oprócz wyżej wspomnianych sprzętów, warto zaopatrzyć się również w:
* szczoteczkę manualną do aparatów dentystycznych
Ma ona delikatniejsze włosie, które jest specjalnie wyprofilowane, by nie niszczyć zamków. Przyda się, gdy padnie bateria w szczoteczce elektrycznej lub w ogóle się na nią nie zdecydujecie.
* podróżna szczoteczka do aparatów dentystycznych
Konieczna w torbie, zawsze i wszędzie, bez dyskusji.
* mała tubka pasty do zębów
Nierozerwalnie związana w punktem wyżej.
* dobra pasta do zębów
Z pewnością zauważycie, że zużycie past znacznie wzrośnie. Polecam pasty do wrażliwych dziąseł i podatnych na próchnicę. Omijałabym te wybielające: póki co zęby są już i tak obciążone. Istnieją również specjalne serie dla osób noszących aparaty, trzeba być jednak ostrożnym, gdyż z reguły jest to jedynie chwyt marketingowy i pretekst, by podnieść ceny produktów. Jeżeli jesteście zainteresowani wpisem dotyczącym składników past do zębów i ich roli - dajcie znać w komentarzach. Najważniejsze, by pasta miała dużą zawartość fluoru czyli ok 1300 ppm.
* płyn do płukania
Tu również istnieją specjalnie serie ortodontyczne. Osobiście najbardziej lubię linię Ortho Kin, kupuję z niej zarówno pastę do zębów jak i płyn do płukania w wersji truskawkowo-miętowej. Największą ich zaletą jest duże stężenie fluoru (czyli silniej zapobiega próchnicy) oraz delikatny smak, nie mam uczucia palenia w jamie ustnej jak przy niektórych preparatach typu Listerine. Co ważne, należy unikać Corsodylu i Eludrilu, może przebarwiać gumki (ligatury) bezbarwne.
* wspomniane już przeze mnie nici Oral-B Super Floss (bądź tradycyjne)
* wosk ortodontyczny (bezbarwny bądź kolorowy)
Pomocny do zaklejania miejsc, które ranią bądź drażnią śluzówkę. Zazwyczaj umieszczane na końcach drutu lub na zamkach. Przydatne szczególnie na początku, zanim przyzwyczaimy się do aparatu. Mi po założeniu zamki obtarły całą śluzówkę z przodu, co było bardzo bolesne.
* żele łagodzące podrażnienia
Polecam szczególnie Pansoral (dostępny w aptekach), zdecydowanie najlepszy ze wszystkich, jakie używałam. Niczego sobie jest też Anaftin, Dezaftan czy Protefix.
* szczoteczki międzyzębowe
Szczególnie gdy nie macie irygatora lub do noszenia w torbie.
* kosmetyczka bądź saszetka do noszenia najpotrzebniejszych rzeczy w torbie
Reasumując ten długi, chociaż niezmiernie ważny punkt: trzeba myć zęby po każdym posiłku. W domu, pracy, restauracji, pociągu, samolocie, w gościach, nie ma wymówki. Dbanie o aparat to kwestia powagi i dojrzałości, kto tego nie rozumie, niech się na niego w ogóle nie decyduje.
2) Jedzenie kontra aparat czyli czego unikać
Nie bez powodu jest to najczęściej poruszany temat na stronach, które sama przeglądałam, gdy byłam w potrzebie. Tuż po założeniu aparatu zęby są nadwrażliwe i zwyczajnie boli cała szczęka. Wtedy najlepiej jeść zupy kremy, puree, jogurty lub lody (zimno łagodzi ból i podrażnienia, zresztą nie ukrywajmy - komu lody nie poprawiają humoru?). Niektórzy polecają dania w słoiczkach dla dzieci. Po kilku dniach sytuacja powinna się ustabilizować, choć nadal należy uważać na to, co wkładamy na talerz. Przede wszystkim: zawsze jemy nożem i widelcem. Nie ma możliwości, by wziąć jak dawniej kanapkę w rękę i odgryzać po kawałku. W ten sposób szybko zniszczymy zamki. Wszystko (tak - wszystko!) należy kroić na małe kawałki nożem i jeść powoli, dokładnie gryźć. Powinno unikać się twardych produktów typu orzechy, surowe warzywa, owoce. Należy jednak wypracować sobie swój własny system: ja na przykład jem w zasadzie wszystkie owoce, kroję na małe kawałeczki, obieram ze skórki. Chociaż przyznaję, że wybieram te bardziej dojrzałe, by były miększe. Poza tym jem nerkowce, nie umiem sobie ich odmówić, co prawda w mniejszych ilościach i powoli. Śmieję się, że aparat ortodontyczny uczy kultury jedzenia - koniec z jedzeniem na kolanie kanapki podczas prowadzenia samochodu ;) Dodatkowym plusem jest dokładne, powolne gryzienie - to doskonała baza do dobrego trawienia i szybszego uczucia sytości.
Gdy mamy bezbarwne ligatury nie warto zaprzyjaźniać się z burakami, curry, kurkumą, jagodami, porzeczkami, wiśniami, czerwonym winem. Niestety picie kawy czy herbaty (również zielonej) wymaga wizyty w toalecie w celu umycia zębów. Niesamowicie łatwo tworzy się osad nazębny po tych napojach.
Naturalnie możemy oddać znajomym paczkę gum do żucia (mogą nawet odkleić zamki) oraz wszelkich słodkości typu krówki, toffie. Jeżeli chcemy odświeżyć usta w trakcie dnia polecam pastylki typu Halls, Halitomin, pastylki z Rossmanna. Ważne, by nie miały nadzienia z syropu bądź soku owocowego.
Z mojego doświadczenia wynika, że nie trzeba rezygnować z niektórych pokarmów. Najważniejsze jest, by kroić jedzenie na małe kawałki i powoli gryźć.
3) Trzymaj przyjaciół blisko ale wrogów jeszcze bliżej czyli relacja pacjent - ortodonta
Pomiędzy Tobą a Twoim ortodontą musi być 'chemia'. Relacja musi być otwarta, oparta na zaufaniu i szacunku. Jeżeli lekarz, na którego natrafiłeś, nie spełnia oczekiwań, czujesz się źle, nie odpowiada na Twoje pytania bądź unika konkretnych, nie wzbudza zaufania i nie wydaje się profesjonalny - nie przychodź do niego więcej, szukaj dalej. To bardzo ważne, by wybrać odpowiedniego stomatologa. Nie należy się tez go bać. Na samym początku spokojnie i cierpliwie powinien wszystko wytłumaczyć, pokazać. Bezsprzecznie należy się stosować do zaleceń i sugestii. W razie jakichkolwiek pytań czy wątpliwości powinieneś natychmiast skonsultować się z lekarzem (np. gdy wygnie się łuk, a wizyta kontrolna jest za trzy czy cztery tygodnie - należy jak najszybciej pojechać do lekarza, bo to potrafi zepsuć nieraz kilka tygodni pracy a zęby pójdą nie w tą stronę, co powinny). Gdy masz jakieś uwagi, bądź ciągle koniec drutu uszkadza policzek - nie bój się, powiedz otwarcie, z pewnością to da się naprawić. Również gdy zęby bardzo bolą, poproś o delikatniejszy łuk. Owszem, korygowanie zgryzu boli, ale nie powinno przeszkadzać w codziennym życiu. Nieraz lepiej jest nieco zwolnić tempo i 'moc' łuku dla komfortu życia. Na wizyty należy stawiać się regularnie, wymieniać ligatury i korygować łuki stosownie do planu leczenia. Co jakiś czas powinno się również umawiać na usuwanie kamienia i piaskowanie. Pamiętaj, że ortodonta, choć dokonuje magicznej przemiany zgryzu, nie potrafi czytać w myślach więc informuj go na bieżąco jakie jest Twoje wyobrażenie idealnego uśmiechu.
*****
Jestem niezmiernie ciekawa, jakie są Wasze historie i doświadczenia z aparatami ortodontycznymi oraz która wskazówka okazała się najbardziej pomocna. Dzielcie się sugestiami w komentarzach!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz