17 sierpnia 2015

HIT CZY KIT? >>> EOS Lip Balm <<< Jajeczko EOS

Jeżeli interesujecie się choć trochę makijażem i pielęgnacją ciała z pewnością spotkałyście się z balsamami do ust EOS. To malutkie jajeczko od razu stało się hitem! W czym tkwi jego sukces? Czy rzeczywiście cudownie nawilża czy to jedynie wytwór marketingu i bajerancki gadżet?

EOS to skrót od Evolution of Smooth. Jeżeli chcecie zapoznać się bliżej z ofertą zapraszam na oficjalną stronę producenta TUTAJ. Firma posiada w swoim asortymencie balsamy do ust w postaci tzw. jajeczek oraz popularnych sztyftów. Ponadto możemy skusić się na kremy do rąk i ciała oraz kremy do golenia.




Jajeczka EOS dostępne są w wielu wersjach zapachowych m.in. słodka mięta, jagoda, letnie owoce, sorbet truskawkowy, mleko kokosowe, cytryna, wanilia z miętą czy malina z granatem. Każde opakowanie ma inny kolor, pasujący i nawiązujący do zapachu. Ja zdecydowałam się na połączenie maliny z granatem. Balsam pachnie cudownie - słodko, owocowo i na myśl od razu przychodzą mi lato i wakacje. Mam również dobrą wiadomość dla tych z Was, które lubią smakować produkty do ust - ten balsam jest słodki :)

Opakowanie jest wykonane bardzo porządnie, zamknięcie jest solidne, nie otwiera się np. w torebce. Balsam ma półokrągły kształt i jest koloru jasnożółtego. Po jego nałożeniu usta wydają się gładsze, pełniejsze, bardziej nawilżone. Jednak uczucie to nie trwa długo, balsam szybko ściera się i ginie. Nie zauważyłam, by wysuszał moje usta (a i takie opinie krążą o nim na forach) ale nie daje również spektakularnego nawilżenia i nie ratuje bardzo suchych, spierzchniętych ust.




Jajeczko, choć nie można odmówić mu słodkiego wyglądu, jest dosyć niepraktyczne w użyciu. W torebce zawsze noszę ze sobą balsam do ust w kieszonkach na telefon lub długopisy - a kształt tego produktu uniemożliwia mi trzymanie go tak, by zawsze był pod ręką. Dlatego umieściłam go na toaletce i codziennie, przed wykonaniem makijażu, gdy nakładam kremy smaruję nim usta i przechodzę do malowania twarzy. Stanowi dla mnie bazę w celu nawilżenia ust przed ich pomalowaniem.




Cena za jajeczko to ok. 20zł/ 7g. Balsamy w sztyfcie mają podobną cenę i takie same zapachy ale nieco mniejsze opakowanie (4g).


Reasumując: balsam EOS ma nowoczesne, designerskie opakowanie; cudowne zapachy przywodzące na myśl wakacje i letnią beztroskę. Jednak stopień nawilżenia ust jaki daje jest mocno przeciętny i na pewno nie wystarcza dla bardzo suchych ust. Dla mnie jest bardziej gadżetem do popatrzenia i powąchania. Z pewnością cieszy nasze oczy ale nie byłabym pewna, czy nasze usta są dzięki niemu równie szczęśliwe.

Jak sprawić, by zwykły lakier wyglądał jak hybrydowy? >>> RECENZJA: Top coat Seche Vite

Jeżeli szukacie dobrego top coatu do paznokci to z pewnością, szybciej lub później, natraficie na produkt marki Seche czyli Seche Vite. Obecnie jest szeroko komentowany na blogach, forach i filmach na YouTube gdzie ma równie duże grono fanek, jak i przeciwniczek. Ja również postanowiłam dorzucić swoje trzy grosze i wyrazić opinię o tym produkcie :)

Jeżeli jesteście zainteresowane lakierem Seche Vite zapraszam na oficjalną stronę producenta TUTAJ. Lakier zapakowany jest w tekturowe pudełeczko z instrukcją w kilku językach (nie ma jej w języku polskim - przynajmniej w moim opakowaniu). Pojemność lakieru to 14 ml - dosyć sporo - więc starczy na wiele miesięcy, co z pewnością możemy zaliczyć do plusów.




Lakier należy aplikować na niewyschnięty jeszcze lakier kolorowy. Produkt ma przenikać przez wszystkie warstwy manicure aby go utwardzić i utrwalić. Należy uważać, by nie dotknąć pędzelkiem lakieru kolorowego bo można łatwo zniweczyć wysiłki włożone w jego nakładanie a pędzelek się pobrudzi i trzeba będzie go czyścić żeby nie zabarwić top coatu w słoiczku i nie rozmazać koloru na inne paznokcie. Wystarczy jedna warstwa top coatu, która schnie w kilka minut.

Największą wadą Seche Vite jest jego okropny, koszmarny i intensywny zapach - trzeba powiedzieć wprost: ten lakier śmierdzi niemiłosiernie. Gdy pierwszy raz go otworzyłam od razu zaczęłam kaszleć. Nauczyłam się więc malować nim paznokcie trzymając głowę jak najbardziej odsuniętą i to najlepiej przy uchylonym oknie.

Co deklaruje producent? Seche VITE – szybkoschnący lakier ochronny o specjalnie opracowanej formule, która przenika przez wszystkie warstwy manikiuru i błyskawicznie je wysusza, tworząc wytrzymałą warstwę ochronną o wysokim połysku. Nie żółknie. Seche Vite sprawia, że manikiur jest trwały, odporny na ścieranie i odpryskiwanie. Pomalowane nim paznokcie zachwycają lustrzanym połyskiem.

Jak jest w rzeczywistości? Jaka jest moja opinia? No cóż, trzeba przyznać, że Seche Vite daje niesamowity połysk, porównywalny do lakierów hybrydowych. Producent nie kłamie mówiąc, że paznokcie zachwycają lustrzanym blaskiem - tak, tak, tak! Daje cudowny efekt przepięknie błyszczących paznokci. Poniżej przedstawiam zdjęcia porównawcze - zdjęcie z lewej strony przedstawia dwie warstwy lakieru Essie (numer 79 Sand Tropez) a zdjęcie z prawej strony ukazuje błysk po dodaniu jednej warstwy Seche Vite. Od razu zaznaczam, że zdjęcia nie są w stanie uchwycić tak spektakularnego połysku i nie oddają tego, jak pięknie paznokcie wyglądają w rzeczywistości.




Kolejną zaletą jest jego szybkoschnąca formuła. Wystarczy kilka minut (zwykle siedzę 10, maksymalnie 15 minut, bez ruchu oglądając telewizję lub czytając gazetę) i można ruszyć dalej. Nie sprawdzałam jaka minimalna długość czasu warunkuje trwałość lakieru i pozwala na dalszą pracę ale po 10 minutach można bez obawy wrócić do swoich zajęć, pójść spać, wyjść z domu itp. bez zamartwiania, że lakier się zadrze, odciśnie, odpryśnie.

Efekt ekstremalnie błyszczących paznokci utrzymuje się zwykle 2, maksymalnie 3 dni. Po tym czasie lakier nieco matowieje, ściera się; nie mam pojęcia czym jest to spowodowane, ale nie daje już takiego połysku. Nadal wygląda ładnie, nie kruszy się, nie żółknie, nie pęka.

Nie jestem do końca przekonana, czy zwiększa trwałość lakieru do paznokci. Myślę, że w dużej mierze zależy to od marki lakierów kolorowych jakie stosujemy i interakcji pomiędzy Seche Vite a formułą lakieru. Ja używałam go jedynie w połączeniu z lakierami Essie i Rimmel (60 seconds super shine). W przypadku lakierów Essie wszystko wygląda idealnie przez pierwsze 2-3 dni. Cudownie się błyszczy, nie ściera i naprawdę można powiedzieć, że przypomina hybrydę. Połączenie Essie plus Seche Vite powoduje, że lakier z paznokci nie odpryskuje np. na końcówkach paznokci, na rogu - top coat tak zmienia strukturę lakieru, że tworzy na całej płytce paznokcia jednolitą powłokę. W trakcie normalnego funkcjonowania, mycia naczyń, kąpieli, gotowania, pracy w ogrodzie itp. powietrze, woda, bród wchodzi pod lakier i stopniowo zaczyna on odchodzić. Jednak lakier się nie kruszy, nie odpryskuje - jest bardziej gumowaty (o ile tak to można nazwać) i zaczyna po prostu odstawać na boki. Na dobrą sprawę do jego ściągnięcia nie potrzeba nawet zmywacza do paznokci - wystarczy patyczkiem delikatnie podwadzić lakier i schodzi on z całej płytki paznokcia w jednym kawałku.



 


Lakierem Rimmel maluję jedynie paznokcie u stóp. Postępuję tak samo jak w przypadku malowania paznokci u rąk - dwie warstwy lakieru plus top coat. Tutaj efekt błyszczących paznokci utrzymuje się znacznie dłużej i pedicure jest trwalszy. Po tygodniu nie widać już błysku, lakier jest bardziej matowy ale nadal wygląda jakby zrobiono go przed chwilą. Połączenie Rimmel plus Seche Vite na stopach wytrzymuje półtora-dwa tygodnie, po tym czasie wykonuję nowy pedicure - nie tyle ze względu na jego stan, co moją świadomość ile czasu już go noszę :)

Seche Vite zmywa się normalnie zmywaczem do paznokci bez acetonu i jest to nieco trudniejsze i dłuższe niż w przypadku zwykłego lakieru do paznokci.

Wiele osób skarży się, że Seche Vite po jakimś czasie zgęstniał, nie da się malować nim paznokci i trzeba dokupić rozpuszczalnik, by móc z niego ponownie korzystać. Stosuję produkt od kilku tygodni i póki co nie zmienia swojej konsystencji.

Reasumując: Seche Vite daje przepiękny, cudowny efekt błyszczących paznokci. Jedna warstwa tego top coatu powoduje, że lakier wygląda jak hybryda. Nie zwiększa dramatycznie trwałości lakierów do paznokci - to nie tak, że lakier, który wytrzymywał w dobrym stanie 3 dni dzięki niemu będzie nienaruszony trzymał się przez dwa tygodnie. Jeżeli stosujecie dobre, trwałe lakiery kolorowe a chcecie nie tyle utrwalić, co 'upiększyć' swój manicure i dodać mu lustrzanego blasku polecam produkt marki Seche.

16 sierpnia 2015

Jak zakryć worki, cienie i sińce pod oczami? Instrukcja krok po kroku + kosmetyki >>> Dwa idealne korektory, które musisz wypróbować!

Witajcie! Jeżeli pomyślę o największym wyzwaniu makijażowym jakie czyha przede mną, niezależnie czy maluję się na dzień, do pracy czy też na wielkie wyjście, wesele, imprezę, bezsprzecznie pojawia się problem zakrycia worków pod oczami. Nie mam dużych sińców ale od dzieciństwa mam widoczną dolinę łez i worki pod oczami co przez lata było powodem do kompleksów. Z czasem nauczyłam się sobie z nimi radzić i za pomocą dwóch prostych kosmetyków sprawić by były mniej widoczne. Sposób z pewnością nie jest innowacyjny i nie uważam się za jego autorkę - widziałam go w przeróżnych pismach, na stronach internetowych czy YouTubie - jednak fakt, że go powielam jest tylko dowodem na jego działanie. Jeżeli jesteście ciekawi, jak w kilka minut uzyskać efekt Photoshopa (no dobrze - prawie...) zapraszam do zapoznania się z instrukcją, którą dla Was przygotowałam!




Korzystając z okazji przedstawię Wam, oprócz sposobu na zakrycie cieni i worków pod oczami, również kosmetyki, których używam codziennie. Zaczynamy!




Etap 0: jak widzicie, mam spore worki pod oczami. Zwykły korektor (a nawet bardziej kryjący podkład w pojedynkę) bez problemu przykrywa moje sińce, które nie są zbyt duże; jednak zawsze widoczne jest zagłębienie zwane doliną łez. Nie łudźmy się, korektor nie ma szans tego przykryć - taką strukturę ma skóra, która tworzy rynienkę i nie da się tego wypełnić żadnym produktem. Dlatego też zastosujemy mały trik i iluzję optyczną.

Etap 1: makijaż zaczynam (oczywiście po kremach do twarzy i pod oczy) od zastosowania na całą twarz bazy Rimmel Lasting Finish Primer. Stosuję ją również pod oczy i na powieki (po co kupować bazę pod cienie skoro mamy bazę pod podkład?). Dodatkową warstwę nakładam na opuszki nosa (zwróćcie uwagę i porównajcie ze zdjęciem z etapu 0) w celu przykrycia rozszerzonych porów i zakrycia zaskórników. Używam jej codziennie od kilku miesięcy i nie zamierzam zamienić na inną! Oczywiście ten etap jest opcjonalny, możecie go pominąć.




Etap 2: zaczynam pracę z pierwszym korektorem i jest to Estee Lauder Double Wear Stay-In-Place Flawless Wear Concealer w kolorze 07 Warm Light. Aplikuję go w sposób widoczny na zdjęciu i opuszkami palców delikatnie wklepuję (starajcie się nie ciągnąć skóry). Można użyć tu malutkiego pędzelka czy Beauty Blendera (lub innej gąbeczki). Naturalnie możecie użyć tu innego korektora, pamiętając jedynie, by miał charakter kryjący. W tym momencie i na tym etapie chcemy wyrównać koloryt, zakryć cienie i zasinienia.


 
 
 
 
 
 
Korektor DW posiada filtr SPF 10, jest dosyć lekki i kryjący (dla mnie wystarczająco) a co najważniejsze w okolicach oczu - nie powoduje przesuszania skóry i jej ściągnięcia. Jest produktem z aplikatorem w postaci gąbeczki, w opakowaniu jest 7 ml produktu i starcza na wiele miesięcy. Nadaje się również do zakrywania wyprysków, przebarwień, miejsc podrażnionych i zaczerwienionych. Ma średnie krycie, słabsze znacznie od Full Cover Make Up For Ever czy Catrice Camouflage. Na zdjęciu z lewej strony widzicie jaki mniej więcej daje efekt krycia jedna warstwa produktu. Stosuję go nieustannie od wielu lat i jak dla mnie jest niezastąpiony.


 
 
Etap 3: przechodzimy do drugiego korektora, który musi mieć charakter rozświetlający. Ja użyłam L'oreal Lumi Magique Touch of light / Highlighting pen w kolorze 2 Medium. Aplikuję go jedynie na dolinę łez i zagłębienie jakie tworzy (dokładnie tak jak na zdjęciu). Również delikatnie, nie ciągnąc skóry, wklepuję palcem (lub pędzlem, gąbeczką itp.). Dlaczego stosuję drugi, zupełnie inny korektor? Dlatego, że ten produkt ma za zadanie rozświetlić zagłębienie, które tworzy skóra i tak odbijać światło, by wydawało się, że w ogóle go nie ma. Nie wierzycie? Sprawdźcie!

Nie musicie używać dokładnie tego samego produktu - wystarczy korektor, obojętnie jakiej marki, przy którym producent zaznaczył jego charakter rozświetlający. Taki kosmetyk możecie stosować również wzdłuż grzbietu nosa, na łuk Kupidyna (nad górną wargę), na brodę czy też na czoło w celu rozświetlenia i nadania blasku. Prawda, że przydatny drobiazg? :)


 
 
 
 
 
 
Korektora z L'oreala używam dopiero od kilku tygodni. Od razu mogę powiedzieć, że kolor 2 Medium ma tony różowe (tak to jest kupować kosmetyki przez internet bez wcześniejszego dotykania...). Praktycznie nie jest w ogóle kryjący aczkolwiek ładnie rozświetla i odbija światło. Aplikacja jest bardzo wygodna za pomocą pędzelka. 

Etap 4: aplikuję podkład na całą twarz, niewielką ilość również stosuję pod oczy, by wyrównać różnicę koloru pomiędzy podkładem a korektorami. Na lato moim ulubieńcem jest Bourjois 123 Perfect CC Cream czyli krem CC z trzema pigmentami korygującymi w kolorze 32 Light Beige. Jest lekki, nie zatyka porów, wyrównuje koloryt; na bazie z Rimmela utrzymuje się spokojnie minimum 12 godzin.


 
 
Etap 5: pudrujemy całą twarz lub jedynie okolice oczu. Stosuję na tym etapie również produkt marki Bourjois i jest to puder sypki Loose Powder w kolorze 01 Peach. Uwielbiam ten puder za to, że cudownie matuje skórę, utrwala makijaż, praktycznie nie daje koloru (pasuje i na lato, gdy jesteśmy opalone, i na zimę, gdy jesteśmy bladsze). W ciągu dnia poprawiam nim makijaż a zaaplikowany na bronzer czy róż nie zmienia ich intensywności. Dodatkowo w opakowaniu jest aż 32g produktu!


 

Do pudrowania okolic oczu używam pędzla marki Life pochodzącego z Super-Pharm. Moją recenzję tego pędzla i wielu innych znajdziecie TUTAJ.


 
 
Jak widzicie na zdjęciu, taka kolejność i kombinacja produktów sprawia, że sińce i worki pod oczami w ogóle nie są widoczne! Nie musicie od razu biec do sklepu i kupować produktów, które Wam pokazałam - wykorzystajcie te, które już macie w domu. Ważne jest, by najpierw zastosować korektor kryjący a następnie rozświetlający, co pozwala najpierw (za pomocą produktu kryjącego) zakryć cienie, zaczerwienienia, krostki itp. a następnie (dzięki kosmetykowi rozświetlającemu) uzyskać efekt odbicia i załamania światła, ukrywającego nasze worki i dolinę łez.

---

Mam nadzieję, że moja instrukcja okazała się dla Was pomocna a któryś z zaprezentowanych produktów spodobał na tyle, by go wypróbować. Dajcie znać, jakie są Wasze sposoby na zakrywanie tego jakże problematycznego obszaru pod oczami!

14 sierpnia 2015

Polskie kosmetyki warte uwagi #1 >> Kołobrzeskie SPA

Witajcie! Chciałabym przybliżyć Wam kolejną polską firmę produkującą kosmetyki i będzie to Bio-Life Cosmetics (oficjalna strona internetowa TUTAJ). Dostępne są dwie linie kosmetyków: Krynickie SPA oraz Kołobrzeskie SPA. Spotkałam się tylko z tą drugą serią produktów i na ich temat przygotowałam dla Was informacje, zdjęcia i opinie.

Firma Bio-Life Cosmetics oferuje produkty do pielęgnacji twarzy, ciała oraz produkty dla mężczyzn, które zostały stworzone w oparciu o naturalne surowce jak borowina, masło shea, bursztyn czy solanka. Będąc w Kołobrzegu kupiłam kilka kosmetyków ale chciałabym przedstawić Wam dwa, które skradły moje serce i okazały się strzałem w dziesiątkę!





Żelowy peeling do ciała




Absolutnie rewelacyjnym produktem jest żelowy peeling do ciała. W swoim składzie zawiera ekstrakt z borowiny (na dodatek pozyskany ze złoża Uzdrowisko Kołobrzeg S.A.) oraz zmielone nasiona baobabu (o różnej wielkości - nieco mniejsze i większe), które są czynnikiem mechanicznym złuszczającym naskórek. Kosmetyk ma konsystencję żelową, przypominającą galaretkę; brązowy kolor i przepiękny, delikatny zapach.

Peeling ma drobne aczkolwiek odczuwalne na skórze drobinki, dzięki czemu możemy efektywnie złuszczyć naskórek ale z drugiej strony, po jego aplikacji, skóra nie jest czerwona czy podrażniona poprzez mechaniczne tarcie. Żelowa konsystencja powoduje na skórze przyjemne uczucie lekkiego chłodzenia a po zmyciu produkt pozostawia bardzo delikatny i subtelny zapach oraz uczucie nawilżenia.




Produkt zapakowany jest w plastikowy słoiczek. Plusem jest fakt, że przy przechowywaniu go pod prysznicem (czyli w miejscu gdzie cały czas narażony jest na wilgoć i wodę) etykieta nie odkleja się, nie niszczy, kolor nie płowieje i możemy nawet po kilku tygodniach odczytać datę produkcji itp. Woda również nie wnika do środka pudełka. Z pewnością nie każdy lubi opakowania typu słoiczek i nie przepada za wydobywaniem produktu i 'grzebaniem' w pudełeczku aczkolwiek w tym przypadku konsystencja uniemożliwia wykorzystanie np. opakowania z pompką.


 



Formuła produktu jest tak stworzona, że zmielone nasiona baobabu nie opadają na dno i w każdej porcji produktu (niezależnie czy dopiero otworzyliśmy opakowanie czy kończymy i zbieramy kosmetyk z dna) są obecne drobinki. Zwracam na to uwagę, ponieważ w przypadku takich kosmetyków jak np. peeling (czyli zawiesin) ważne jest, by produkt miał jednakową strukturę w całej objętości opakowania - po co nam peeling, który z wierzchu nie posiada drobinek i nie działa złuszczająco a na dnie zgromadziły się wszystkie drobinki z całego opakowania i po aplikacji mamy podrażnioną i czerwoną skórę?

Żelowy peeling do ciała możecie kupić stacjonarnie w Kołobrzegu (niedaleko latarni - Bulwar Jana Szymańskiego), na oficjalnej stronie producenta TUTAJ lub TUTAJ. Opakowanie zawiera 220 g produktu i zapłacicie za nie ok. 18 zł.





Zmiękczająca maska-krem do stóp, łokci i kolan 




 Drugim produktem, który zagościł u mnie na stałe jest krem-maska do stóp, łokci i kolan zawierająca aż 20% mocznika! Zwróciłam na nią uwagę właśnie ze względu na stężenie mocznika - spotyka się 5%, 10% czasami 15% ale tak duże stężenie jest rzadkością. Poza tym krem zawiera ekstrakt z borowiny (również pozyskany ze złoża Uzdrowisko Kołobrzeg S.A), ekstrakt z bursztynu, masło shea, witaminy A, E, F oraz allantoinę.




Produkt również zapakowany jest w plastikowe pudełeczko (solidne i trwałe). Produkt zabezpieczony jest również folią. Krem (a właściwie maska) jest niesamowicie gęsty i wręcz klejący! Jest koloru białego, zapach ma przyjemny i bardzo, bardzo delikatny.




Krem stosuję po wieczornej kąpieli; na suche stopy smaruję dosyć sporo produktu i koncentruję się na obszarach ze zgrubieniami czyli piętach, odciskach itp. a następnie nakładam bawełnianie skarpetki na noc. Rano moje stopy są bardzo nawilżone, miękkie i gładkie. Po aplikacji kremu zawsze myję ręce, nigdy resztki produktu nie wsmarowuję w dłonie. Nie stosuję kremu na dzień bo po pierwsze - produkt jest zbyt gęsty i klejący co daje w ciągu dnia dyskomfort, a po drugie - krem tak silnie nawilża w ciągu nocy, że nie ma potrzeby powtarzania aplikacji w ciągu dnia.

Nie stosowałam produktu na łokcie czy kolana, więc nie potrafię ocenić jak spisuje się w tych obszarach. Mogę natomiast śmiało stwierdzić, że jest to najlepszy krem do suchych, popękanych stóp z jakim się spotkałam. Regularne stosowanie kremu przez wiele tygodni sprawia, że stopy są gładkie, miękkie, ultra nawilżone a zgrubienia np. po odciskach zredukowane. Dodatkowym plusem jest pojemność - w słoiczku mamy aż 200 g produktu! Kremy do stóp zawierają zwykle 50 ml, czasami 75 czy 60 ml a tu - ogromne opakowanie, które starczy nam na kilka miesięcy.




Zmiękczającą maskę do stóp możecie kupić stacjonarnie w Kołobrzegu (niedaleko latarni - Bulwar Jana Szymańskiego), na oficjalnej stronie producenta TUTAJ lub TUTAJ. Opakowanie zawiera 200 g i zapłacicie za nie ok. 17 zł.


Reasumując: zarówno żelowy peeling do ciała jak i zmiękczająca maska-krem to rewelacyjne produkty godne wypróbowania i pokochania! Duże opakowania, atrakcyjne ceny, naturalne składniki i na dodatek Made in Poland :)

-----

Jeżeli jesteście ciekawi, jakie polskie kosmetyki polecam - zapraszam do zapoznania się z wpisami:

> Pat & Rub seria wyszczuplanie i zwalczanie cellulitu (recenzja TUTAJ)

> Laboratorium Ava Maska Antybakteryjna Acne Control z olejkami eterycznymi (recenzja TUTAJ)

> Kosmetyki Barwa Siarkowa czyli idealny krem na dzień dla skóry trądzikowej oraz tonik (recenzja TUTAJ)

9 sierpnia 2015

W poszukiwaniu idealnego kremu na dzień dla cery trądzikowej >>> Test kosmetyków firmy BARWA SIARKOWA

Przez długi okres czasu nie stosowałam żadnego kremu na dzień po makijaż. Moje wcześniejsze doświadczenia były na tyle dramatyczne, że postanowiłam dać spokój z szukaniem lekkiego kremu. Pomimo że poprzednie produkty które stosowałam były przeznaczone specjalnie dla skóry tłustej i trądzikowej to były ciężkie, zatykały pory, pojawiały się zaskórniki i wypryski. Nigdy nie oczekiwałam, że krem na dzień spowoduje redukcję trądziku i zmniejszy jego natężenie - chciałam jedynie, by nie pogarszał stanu mojej cery - co i tak było zbyt dużym wyzwaniem. Moja skóra lepiej czuła się i wyglądała bez tych kremów więc machnęłam ręką i pod makijaż (poza kremem pod oczy) nie nakładałam nic.

Pewnego dnia buszowałam leniwie między półkami w Rossmanie aż natrafiłam na nieznane mi dotąd kosmetyki na dziale przeznaczonym dla cery trądzikowej - były to produkty Barwy Siarkowej. Jest to jedna z linii firmy Barwa. Więcej o niej i jej produktach możecie dowiedzieć się TUTAJ. Seria Siarkowa to szereg produktów przeznaczonych dla cery trądzikowej. Jeżeli jesteście ciekawi, co oferuje firma w ramach walki z wypryskami zapraszam TUTAJ.


 
 
Zdecydowałam się na antybakteryjny krem siarkowy matujący (sprawdźcie TUTAJ) oraz antybakteryjny tonik siarkowy (więcej informacji TUTAJ).
 
 
Krem siarkowy antybakteryjny matujący




Wszystkie produkty z serii mają charakterystyczne pomarańczowe opakowania. Opakowanie kremu jest wykonane z plastiku, jest dosyć ciężkie i porządnie wykonane. Etykieta jest estetyczna i minimalistyczna a napisy (co dla mnie jest bardzo ważne) podczas stosowania się nie ścierają. W słoiczku jest 50 ml produktu - moim zdaniem sporo i krem starcza na długo, jest bardzo wydajny. Pod wieczkiem krem zabezpieczony jest folią. Firma oferuje również antybakteryjny krem siarkowy w wersji nawilżającej (więcej informacji TUTAJ).


 
 

Krem jest barwy białej i ma bardzo przyjemny, delikatnie cytrusowy zapach. Po umyciu twarzy przecieram skórę tonikiem a następnie niewielką ilość kremu nakładam na całą twarz z wyjątkiem okolic oczu. Produkt jest bardzo lekki, szybciutko się wchłania - wystarczy pół minuty i można nakładać makijaż. Po aplikacji skóra jest matowa. Ciężko mi jednoznacznie powiedzieć, czy skóra dłużej zachowuje matowość z kremem niż 'sama' bez jego użycia. Za to z pewnością mogę stwierdzić, że nie zapycha porów, nie tworzą się krosty, wypryski, zaskórniki. Stosuję go mniej więcej 3-4 miesiące i zauważyłam, żeby moja cera źle na niego reagowała albo że po rozpoczęciu stosowania wypryski pojawiały się częściej.
 
 
 
 
Co deklaruje producent?
  • matowa skóra nawet do 14h*
  • cera pozbawiona wykwitów trądzikowych
  • skóra wypielęgnowana i odświeżona
  • złagodzone blizny
  • wyrównany koloryt cery

  • * testy przeprowadzone po 4 tygodniach stosowania.

    Jaka jest moja opinia? Nie powiedziałabym, że skóra jest matowa przez tak długi okres czasu - owszem, krem daje matowy efekt ale u mnie sprawdza się to przez kilka godzin. Tak jak już wspomniałam, nie zauważyłam, by wypryski pojawiały się częściej. Z drugiej strony trudno jest mi ocenić, czy krem przyczynia się do ich redukcji i rzadszego występowania - jeżeli borykacie się z trądzikiem same wiecie, że stan cery zależy od wielu czynników i jest to proces tak złożony, że ciężko jednoznacznie powiedzieć, który z nich przyczynia się aktualnie do lepszego czy gorszego wyglądu naszej skóry. Krem daje efekt odświeżenia ze względu na cytrusowy zapach. Nie mam blizn ani przebarwień więc nie oceniam kremu pod kątem wyrównanie kolorytu czy zmniejszenia widoczności blizn. Produkt nie wysusza skóry, nie podrażnia, nie szczypie.

    Produkt jest bardzo wydajny, stosując go codziennie od 3-4 miesięcy zużyłam mniej więcej 1/3 opakowania. Cena to ok. 15-20 zł/50 ml. Możecie znaleźć go w Rossmanie lub kupić na oficjalnej stronie producenta TUTAJ.




    Czy polecam ten produkt? Tak! Jeżeli tak jak ja borykacie się z tłustą cerą lub cerą trądzikową, macie problemy ze znalezieniem lekkiego kremu na dzień, który nie będzie pogarszał stanu Waszej cery proponuję spróbować tego kosmetyku. Ja znalazłam wreszcie swój idealny krem na dzień :)



    Specjalistyczny tonik siarkowy antybakteryjny


     

    Produkt jest w plastikowym, dosyć solidnym opakowaniu wewnątrz którego znajdziemy 200 ml toniku. Ma on barwę żółtą i naprawdę intensywny, cytrusowy zapach - znacznie mocniejszy niż w przypadku kremu. Nie jest to dla mnie duży minus ale wiem, że sporo osób tak intensywnych zapachów nie lubi i niektórym osobom może on przeszkadzać czy nawet podrażniać nie tyle skórę, co drogi oddechowe. Tonik stosuję po umyciu twarzy - przecieram nim całą twarz (omijając okolice oczu) oraz szyję i dekolt. Produkt pomimo intensywnego koloru nie barwi skóry.


     
    Intensywny kolor produktu widoczny na waciku kosmetycznym


    Co deklaruje producent?
    co robi?
    • dokładnie oczyszcza skórę
    • zwęża rozszerzone pory
    • odświeża cerę
    • tonizuje skórę
    • działa przeciwzapalnie
    • zmniejsza rozwój zaskórników i stanów zapalnych
    • wygładza skórę twarzy, szyi i dekoltu
    jaki daje efekt?
    • właściwe pH skóry
    • świeża i czysta skóra bez uczucia ściągnięcia
    • zmniejszone błyszczenie się skóry
    Jaka jest moja opinia? Po jego stosowaniu skóra rzeczywiście jest odświeżona (cytrusowy zapach), nie wysusza skóry więc nie daje uczucia ściągnięcia, lekko matuje skórę. Nie zauważyłam, by zwężał pory. Nie potrafię również jednoznacznie ocenić, czy po jego stosowaniu zmniejsza się częstotliwość pojawiania wyprysków jednak z pewnością mogę stwierdzić, że nie zapycha a krosty nie pojawiają się częściej.




    Uwaga! W swoim składzie (sprawdźcie TUTAJ) zawiera alkohol. Ja zawsze wybieram toniki z alkoholem ale jeżeli Wasza skóra źle toleruje ten składnik to radzę sobie odpuścić testowanie tego produktu.

    Cena to ok 15 zł/200 ml. Możecie znaleźć go w Rossmanie lub na oficjalnej stronie producenta (kupicie go TUTAJ).

    Czy polecam ten produkt? Jeżeli chcecie używać produktu z alkoholem i nie przeszkadza Wam intensywny zapach - tak. Uważam, że jego to dobry produkt w przystępnej cenie. Nie jest jednak dla mnie tak rewelacyjnym odkryciem jak wyżej opisany krem na dzień :)


     
     

    Reasumując: seria Barwa Siarkowa to produkty przeznaczone dla cery trądzikowej. Póki co z dwóch produktów, które miałam jestem zadowolona i z pewnością do nich wrócę i kupię ponownie. Myślę, że w najbliższym czasie zakupię również inne produkty z tej serii, bo te które już mam zachęciły mnie do dalszego testowania marki. Zarówno krem matujący (rewelacyjny!) jak i tonik nie zapychają porów, nie przyczyniają się do pojawiania wyprysków i dają matowy efekt. Jeżeli szukacie tych cech w produktach do codziennej pielęgnacji - polecam zainteresować się kosmetykami Barwy Siarkowej.


    Jestem ciekawa, czy kiedykolwiek miałyście coś z firmy Barwa? A może testowałyście serię Barwa Siarkowa? Jestem ciekawa Waszych doświadczeń z tą firmą - napiszcie mi w komentarzach Wasze opinie!
    

    7 sierpnia 2015

    Wszystko o pędzlach z Super-Pharm >>> Recenzja tanich pędzli marki LIFE <<<

    Witajcie! Przygotowałam dla Was ogromny wpis przeznaczony pędzlom marki Life, które możecie dostać w drogeriach Super-Pharm. Poniżej znajdziecie mnóstwo zdjęć, opinii i moich spostrzeżeń na temat poszczególnych pędzli oraz sposoby, w jaki je wykorzystuję.




    Pędzle są dosyć długie, mają plastikową rączkę w kolorze stalowym i małe logo firmy oraz złotą skuwkę. Wykonane są z włosia naturalnego, syntetycznego lub ich mieszanki. Od razu zaznaczam, że z dużych pędzli do twarzy zdarza się (co prawda rzadko, ale jednak), że pojedyncze włoski wychodzą. Nie jest to do tego stopnia, że malujemy twarz różem i pół policzka mamy we włosiu! Być może na zdjęciach dostrzeżecie, że pojedyncze włoski odstają na boki i nie trzymają kształtu pędzla. Zauważyłam, że dotyczy to jedynie włosia naturalnego, z syntetycznymi pędzlami nic się nie dzieje. 

    Włosie naturalne jest średnio miłe w dotyku, oczywiście nie kłuje, nie podrażnia, podczas aplikacji dotyk pędzla nie jest nieprzyjemny czy bolesny aczkolwiek nie są do tego stopnia milutkie, że można by cały czas się nimi głaskać (z pewnością wiecie o czym mówię! :)). Zdecydowanie przyjemniejsze są pędzle z włosia syntetycznego, jest ono dużo bardziej delikatne, miękkie i mniej sztywne.




    Pędzli używam regularnie od ponad pół roku, piorę je i czyszczę raz bądź kilka razy w tygodniu, w zależności od częstotliwości użytkowania. Schną szybko, łatwo można je starannie doczyścić, nie tracą przy tym kształtu. Nie zauważyłam, żeby rozklejały się pod wpływem wilgoci.

    Ceny pędzli do oczu czy ust to koszt kilkunastu złotych. Z kolei za pędzle do twarzy zapłacicie od 20 do 30 zł. Często na produkty marki Life bądź wszystkie pędzle lub też pędzle np. do pudru są promocje - ja wszystkie moje pędzle kupiłam z 40% lub 50% zniżką. Jeżeli dysponujecie kartą Super-Pharm czasami możecie zapłacić za pędzel zgromadzonymi punktami i dopłacić 1 grosz czy 1 złotówkę. Jak widzicie, warto śledzić promocje i polować na pędzle, bo niektóre z nich (jak się za chwilę przekonacie) to perełki!

    Pędzle do twarzy

    Pędzel typu flat top




    Jest to prosto ścięty pędzel, tzw. skunks. Jest bardzo miły w dotyku, nie jest bardzo zbity a jego średnica nie jest zbyt duża więc łatwo można nim aplikować produkty płynne np. podkład w miejsca mniej dostępne np. u nasady nosa czy pod oczami. Dosyć luźne ułożenie włosia powoduje, że efekt nałożenia produktu jest naturalny i delikatny a krycie średnie.


     
     
    W trakcie użytkowania włosie się nie odkształca, czasami pędzel 'gubi' pojedynczy włosek, jednak nie zauważyłam żeby odstawały na boki czy wykrzywiały się w różne strony.


     
     
    Pędzle do pudru i różu


     

    Oba pędzle są wykonane z włosia naturalnego. W przypadku tych dwóch pędzli zauważyłam, że niektóre włoski z zewnętrznej warstwy odstają np. pod kątem 90 stopni. Tak jak wspomniałam wcześniej, są średnio miłe w dotyku ale praca z nimi i efekt jaki dają jest dla mnie zadowalający. Włosie jest dosyć zbite, na pewno bardziej niż w przypadku flat topa ale jednocześnie na tyle luźne, by ładnie rozetrzeć produkty i nie mieć plamy koloru na twarzy.

    Pędzel z lewej strony ma wyprofilowane włosie to znaczy na środku pędzla jest ono najdłuższe a po bokach nieco krótsze. Z tego powodu lubię nim blendować róż, aplikować bronzer (ponieważ daje naturalny efekt, bez wyraźnej koncentracji koloru) lub też po nałożeniu różu i bronzera rozetrzeć oba kosmetyki aby na twarzy wyglądały naturalnie. Czasami również używam go do pudru aczkolwiek ze względu na nierówne włosie moim zdaniem niezbyt się do tego nadaje.

    Pędzel z prawej strony jest typowym ściętym pędzlem do różu. Tak jak w przypadku poprzedniego pędzla, włosie jest odrobinkę dłuższe na środku. Powiem szczerze, że jest to jeden z moich ulubionych pędzli i bardzo lubię efekt, jaki daje na twarzy. Po pierwsze jego szerokość jest idealna dla moich kości policzkowych. Po drugie podczas pobierania różu z opakowania, dzięki dłuższym włoskom na środku, w tym właśnie miejscu koncentruje się pigment. Dlatego podczas aplikacji środkowa część pędzla aplikuje róż a zewnętrzne jego części, dzięki nieco krótszym i luźniej upakowanym włoskom, od razu go rozciera. Efekt? Naturalnie zarumienione policzki.




    Biały pędzel do pudru


     

    Gdy tylko zobaczyłam ten pędzel na półce wiedziałam, że wyląduje w moim koszyku. Wyglądem różni się od pozostałych - ma białą rączkę i srebrną skuwkę. Do tego nieskazitelnie białe syntetyczne włosie. Przyznam szczerze, że na początku go nie używałam, tylko od czasu do czasu jedynie głaskałam nim po twarzy - nie chciałam go 'popsuć' kolorowym kosmetykiem :) W końcu znalazłam dla niego dostatecznie 'szlachetne' zadanie - aplikuję nim Meteorites Guerlain.




    Pędzel jest przemiły w dotyku, włosie dłuższe w środku a na zewnątrz nieco krótsze. Jest miękki i dosyć zbity. Do Meteorytów (moim zdaniem) nadaje się świetnie bo daje naturalny efekt, nie daje wyraźnej koncentracji koloru w jednym miejscu dzięki czemu uzyskujemy nim istną mgiełkę rozświetlenia na twarzy. Tak, przy następnej wizycie w Super-Pharm kupię drugi egzemplarz :)




    Pędzel do pudrowania korektora pod oczami




    Ten dwustronny pędzel idealnie nadaje się do powiek i pod oczy! Jest dwustronny i to jest jego wadą, ponieważ trzeba trzymać go na płasko. Do opakowania nie jest dołączona żadna zatyczka czy osłonka i na której stronie by nie stał, to ciężar pędzla zniekształciłby włosie. Jest przemiły w dotyku, włosie jest gęsto i sztywno upakowane, mocno ścięte, na środku dłuższe, na zewnątrz krótsze.

    Większą część pędzla stosuję do pudrowania korektora pod oczami - jest na tyle duży, że wystarczą dwa, trzy ruchy. Można go też używać to malowania powiek cieniem bazowym - tu również jego wielkość jest zaletą bo znacznie przyspiesza to wykonywanie makijażu.




    Mniejszą część pędzla wykorzystuję do malowania beżowym, matowym cieniem powiek oraz pod łukiem brwiowym. Również jest dosyć spory jak na pędzel do oczu więc aplikacja cienia przebiega szybko.





    Pędzle do oczu




    Pędzle do oczu mają cienkie trzonki, są leciutkie i długie.




    Pierwszy pędzel jest wykonany z syntetycznego, białego włosia. Ma lekko zaokrąglony kształt. Włosie jest bardzo miłe w dotyku, delikatne i gęsto upakowane a pędzel sztywny. Jest to mój ulubiony pędzel do oczu z tej serii i tak dobrze mi się sprawdza, że dokupiłam sobie trzy sztuki. Najczęściej używam go do malowania całej powieki beżowym cieniem lub  innym kolorem, ewentualnie do przyciemniania zewnętrznego kącika. Dzięki zbitemu włosiu, kolor jaki uzyskujemy na powiece jest intensywny i skoncentrowany w miejscu, gdzie go zaaplikowałyśmy. Z pewnością nie nadaje się do blendowania. Jedyny minus tych pędzli jest taki, że w przypadku stosowania ciemnych cieni, nawet po natychmiastowym wypraniu, włosie nieco żółknie i nie da się go doczyścić. Taki pędzel jest już przeze mnie 'przypisany' do ciemnych cieni. Jednak i tak jest na tyle rewelacyjny, że pozostaje w czołówce!

    Drugi, środkowy pędzel, jest mniej więcej o połowę mniejszy od poprzedniego. Ma lekko trójkątny kształt, jest cieniutki, włosie również jest zbite i gęsto upakowane. Wydaje mi się, że w oryginale jest to pędzel przeznaczony do ust i przez to, że jego czubek jest znacznie dłuższy, nadawałby się i do tego celu. Ja jednak upodobałam go sobie do dwóch rzeczy: zaznaczania wewnętrznego kącika oka świetlistym cieniem (bądź rozświetlaczem do twarzy) oraz do malowania dolnej powieki. Ze względu na małe rozmiary może być stosowany do precyzyjnych elementów makijażu.

    Trzeci pędzel jest nieco dłuższy i szerszy od białego. Tutaj włosie jest znacznie luźniej ułożone a pędzel jest bardziej miękki od pozostałych i bardziej 'ugina się' podczas używania. Ma półokrągły kształt ale jest spłaszczony. Lubię go stosować do przyciemniania zewnętrznego kącika oka ponieważ daje bardziej subtelny efekt od pierwszego, białego pędzla. Dobrze sprawdza do zaznaczania załamania powieki. Również z racji na to, że jest dosyć luźny, może nadawać się do blendowania cieni. Ja jednak rzadko go w tym celu stosuję ponieważ gdy spojrzymy na niego z góry jest spłaszczony a nie zaokrąglony dlatego cienie blendują się tylko w poziomie a nie we wszystkie strony.




    Kolejny pędzel ma skośny kształt a według producenta służy do eyelinera. Jak dla mnie, pomimo ściętego włosia, do tego celu się nie nadaje - jest zbyt gruby i zbyt luźny do wykonania precyzyjnej kreski. Stosuję go wyłącznie do malowania dolnej powieki.

    Środkowy pędzel to kuleczka wykonana z gąbki. Powiem szczerze - próbowałam używać go kilka razy i niestety - bezskutecznie. Świetnie nadałby się do zaznaczenia załamania powieki, nadania kociego kształtu oczom czy nawet malowania dolnej powieki. Póki co stoi i czeka aż znajdę dla niego zastosowanie. Nie wiem, czy to kwestia materiału, z którego jest wykonany, czy moich cieni ale pędzel 'pije' cienie i praktycznie nie pozostawia koloru na powiekach.

    Ostatni pędzel to po prostu pacynka do cieni. Nie użyłam jej ani razu! Trafiła do mnie bo była w zestawie z dwoma innymi pędzlami do oczu (drugim i trzecim z poprzedniego zdjęcia).


     
     
    Reasumując: stosunek ceny do jakości pędzli z Super-Pharm jest naprawdę korzystny. Niektóre pędzle tak dobrze się u mnie sprawdziły, że mam je w kilku egzemplarzach. A biorąc pod uwagę fakt, że są pakowane pojedynczo i możemy kupić tylko te, które nam się przydadzą i to na promocji - warto następnym razem będąc w drogerii na chwilę przy nich się zatrzymać i przyjrzeć im się z bliska.